Pamiętnik pokładowy, 10 lipca 2017
- … trzy, cztery. Teraz, cztery kroki na zachód. I raz, dwa,
trzy…Minąć okrągły głaz, kępę krzaków i gniazdo pelikana. Trzy na wschód. Raz,
dwa, trzy…
Zaaferowana ekipa poszukiwawcza z kapitanem na czele
przemierzała właśnie gęste zarośla, a grupa majtków z łopatami w pocie czoła
biegała od punktu do punktu przerzucając w pocie czoła piasek.
- Ha! – zakrzyknął kapitan – Z moich wyjątkowo
skomplikowanych obliczeń wynika, że nasz skarb znajduje się dokładnie pod
tamtym drzewem. Przygotować się do wydobycia! Naprzód!
Wszyscy ruszyli biegiem do wskazanego przez kapitana
miejsca. Jeden z majtków wziął szeroki zamach łopatą i już zamierzał wbić ją
między korzenie, gdy nagle… BRZDĘK!!! Jego narzędzie natrafiło na
niespodziewaną przeszkodę w postaci… drugiej łopaty, która chyłkiem wyłoniła
się zza drzewa i zmierzała dokładnie w tym samym kierunku. Gdy cała załoga
obserwowała ten krótki moment w ogromnym zdziwieniu, zza wielkiego konaru
wyszła kolejna ekipa poszukiwawcza. Kapitan już szykował przemowę na temat
aneksji rzeczonego skarbu, już na końcu języka szukał odpowiednich argumentów,
gdy nagle jego wzrok spotkał się ze wzrokiem dawno nie widzianego przyjaciela.
A może wroga?
- Kapitan Guliwer… - rzekł kapitan i zazgrzytał zębami.
- Kapitanie.
- Z dumą informuję, że znaleźliśmy skarb i właśnie
zamierzamy go odkopać. Byłbyś łaskaw zabrać swoją załogę i tę jedną łopatę i
iść sobie uprzejmie pokopać, dajmy na to, trzy metry dalej?
- O nie, nie, mój drogi kapitanie. Ten skarb należy do nas i
to właśnie MY go odkopiemy! – odgryzł się Kapitan Guliwer
- Ha! Raczysz żartować mój kapitanie. My mamy mapę! –
odkrzyknął kapitan i pomachał Guliwerowi przed nosem jeszcze zakurzoną mapą.
- Cooo? Pokaż no tę mapę kapitanie. Przecież ta mapa
ewidentnie także należy do nas! Popatrz, tu w rogu, mój podpis. – uśmiechnął
się zwycięsko kapitan Guliwer i postukał wymownie w róg kartki.
- Ten bohomaz?! Toż to żaden podpis, ktoś po prostu zrobił
kleksa!
- Kapitanie, pozwól jednak, że wezmę tę mapę od Ciebie.
Zobacz, tam leci samolot! – Guliwer wskazał podstępnie palcem niebo za plecami
kapitana i spróbował odebrać mu mapę.
- Nie ze mną te numery Guliwer! Ani mi się śni oddawać Ci mapę,
ani tym bardziej skarb!
I kłótnia o to "kto najlepszym kapitanem jest" i komu
wspaniały skarb się należy trwałaby pewnie w najlepsze, gdyby nie ciekawscy
majtkowie oby dwu drużyn, którzy połączywszy siły dziarsko zabrali się za
odkopywanie skarbu. Właśnie w momencie gdy nasz kapitan wygarniał Guliwerowi,
że ma krzywo przyszyty guzik, skrzynie ze skarbem była już w połowie drogi z
dołu do góry. Widząc to obydwaj kapitanowie rzucili się jak na komendę w
kierunku wykopanego dołu i wyrywając sobie skrzynię nie szczędzili kolejnych
wymówek. Wtem jedno spróchniałe ucho skrzyni pękło pozbawiając ich równowagi i
obydwaj runęli na ziemię wraz z całą zawartością starego pudła. Skarb, o który
tak dzielnie walczyli faktycznie przykuł wzrok wszystkich zebranych, jednak nie
olśniewającym kolorem złota, a… pomarańczu.
- Marchewka?! – jęknął kapitan. – Czy to jest marchewka?
- Melduję kapitanie – powiedział jeden z członków załogi
odgryzając solidny kawałek pomarańczowego skarbu – że z całą pewnością jest to
marchewka.
- I cóż my zrobimy z tą marchewką?!
- To już jest najlepszy dowód, że skarb należy do nas! Przecież moja babcia była herbu Zielonej Marchewki! - pokrzykiwał kapitan Guliwer.
- Marchewka, nie marchewka, skarb jest nasz i basta! - kłócił się dalej kapitan. Nie zdążył jednak wytoczyć kolejnego argumentu, bo poczuł jak jeden z członków załogi ciągnie go za rękaw marynarki.
- Kapitanie...
- Cicho tam! Skarb drogi Guliwerze...
- Kapitanie... - majtek znów trącił go lekko w ramię.
- O co chodzi?! - krzyknął zagniewany kapitan.
- Kapitanie, patrz! - powiedział cicho majtek wskazując palcem na dzikie plemię zamieszkujące pobliską wyspę, które właśnie wkładało skrzynię z marchewką do swej drewnianej łodzi...
Dziesiąte lądowanie Latającego Domu Kultury odbyło się na Złotnie, przy ulicy Garnizonowej. Na terenie Biblioteki Publicznej Łodź - Polesie zapanował morski klimat, a dźwięki szant odbijały się echem po całym osiedlu. Gościem specjalnym wydarzenia był Teatr Gry i Ludzie z przedstawieniem "Morskie opowieści kapitana Guliwera". Animatorzy z Fundacji Form.Art z kolei wprowadzili najmłodszych w świat podwodnych stworzeń i wspólnie z nimi stworzyli z papierowych talerzyków i folii bąbelkowej kolorowe meduzy. Uczestnicy warsztatów mieli także okazję wykonać pirackie medaliony z gipsowych odlewów. Tradycyjnie nie zabrakło także atrakcji w postaci malowania buziek, mydlanych baniek, tym razem w wydaniu morskiej piany, a także wielu zabaw ruchowych, na przykład "mega skakanki". Miłośnicy gier karcianych z kolei, mieli okazję spróbować swoich sił w rozgrywce "mega talią".